Zanzibar po raz pierwszy – w dzisiejszym odcinku relacja mojego męża, Wacława, z jego pierwszych, jakże ciężkich chwil na Zanzibarze.

To było jak uderzenie młotem w splot słoneczny! Dla człowieka, który pali od 40 lat, temperatura i wilgotność powietrza była tak wielkim zaskoczeniem, że pomyślałem – nie dam rady, tu się nie da oddychać. Był to ostatni dzień listopada 2014 roku, więc różnica temperatur między Zanzibarem i Polską wynosiła 30 stopni. Ale spokojnie, dwa, trzy oddechy, jeden papieros – i już było lepiej. Drugim zaskoczeniem było 84 stopnie do pokonania z recepcji na szczyt skarpy, na której stał nasz bungalow. W połowie miałem dość, ale jak zobaczyłem miejscową obsługę wbiegającą na górę z naszymi bagażami, a lekkie nie były, pomyślałem – ja nie dam rady? Dałem. Laura, co prawda bez bagaży, truchtała raźno tuż za nimi. Tak, jak przypuszczałem, była stworzona do tych warunków klimatycznych. Ale rano było już ze mną normalnie, aklimatyzacja była błyskawiczna i mogliśmy zacząć cieszyć się urlopem. Chociaż pewnym zaskoczeniem była informacja, że jeden z członków naszej polskiej grupy- około 30 osobowej – który zamówił pokój na parterze bungalowu z powodu kłopotów z chodzeniem, dostał taki pokój, ale żeby się do niego dostać również musiał pokonać te cholerne schody. Cóż, nie wszystkie rzeczy na Zanzibarze są tak proste, jakby się wydawało. Szczęśliwie dla niego, znalazł się wolny pokój bezwspinaczkowy. I urlop się zaczął już dla wszystkich.